Milena Orlińska

 

Pierwsze plakaty dotyczące koronawirusa w Fort Dauphin zauważyłam 17 marca. To dość wcześnie, zważywszy na to, że epidemia w Europie zaczęła się z końcem stycznia, a zaczęła nabierać tempa na początku marca. O przypadkach na Madagaskarze nie było słychać, chociaż już od dwóch tygodni księża umieszczali wzmianki o wirusie w kazaniach, można było też usłyszeć o nich w radiu, w Internecie na stronie madagaskarskiego Ministerstwa Zdrowia pojawiły się filmiki z instrukcją mycia rąk, nakładania maseczek.

 

Wiadomość o pierwszych zachorowaniach przyszła w piątek 20 marca, wieczorem. Dotyczyła trzech osób wracających lotem repatriacyjnym z Paryża. Tego samego dnia prezydent Madagaskaru Andry Rajoelina wygłosił orędzie do narodu. Takie orędzia, transmitowane w telewizji, Internecie i radiu, od tego czasu stały się normą. Prezydent przekazuje w ten sposób informacje o nowych dekretach, restrykcjach, działaniach. W pierwszym swoim orędziu prezydent ogłosił zamknięcie szkół na dwa tygodnie, wstyrzymanie ruchu pasażerskiego lotniczego oraz morskiego, zakazał zbiorowego żywienia i zgromadzeń ponad 50 osób. Co do funkcjonowania Kościołów decyzję podjął biskup. Msze mają być małe, nieogłaszane, kościoły w mieście zamknięte, na wioskach zachowana ostrożność. W sobotę o poranku była spora kolejka do aptek, dużo ludzi założyło też maseczki. Nie było to jednak nic restrykcyjnego, popołudniowe zakupy zrobiliśmy dość spokojnie, apteki również się rozluźniły.

Mimo że nie było czuć atmosfery paniki, życie się zmieniło. Część restauracji zawiesiła swoją działalność lub serwowała dania tylko na wynos, przed niektórymi urzędami, sklepami należało dezynfekować ręce i mierzyć temperaturę. Szkoły i stołówki przestały działać, odwołane zostały prowadzone przez nas zajęcia na wioskach. W tym czasie często pytałam  ludzi, czy boją się wirusa. Zazwyczaj odpowiadali, że nie. Pan sprzedający ostrygi powiedział, że nie, bo wierzy w Boga. To samo mówili seminarzyści. Inna osoba powiedziała nam, że się nie boi, ale jego znajomi tak. Mają zresztą problem, bo nie chodzą do pracy i nie mają pieniędzy. Kierowca sióstr z pobliskiej wioski powiedział, że nie boi się, bo codziennie z rodziną robią sobie herbatę z rośliny, która jest „contre-coronavirus”.

Chodziło mu o chininę pochodzącą z liści drzewa eukaliptusowego. Była stosowana także w Europie i Ameryce jako środek wspomagający leczenie koronawirusa, ale później tego zaprzestano. Tutaj wciąż ludzie piją herbaty, robią napary. Dla części jest to też możliwość zarobku – wczesnym rankiem zbierają liście z drzew i zanoszą na targ, gdzie je sprzedają. Wzrosła sprzedaż czosnku, cebuli, imbiru, cytryny, które również mają chronić przed chorobą. Niektórzy mówią też o wartościach ukrytych w bananach. Pół żartem, pół serio jako środek przeciwdziałający wirusowi wymienia się rum, wino i inny alkohol. Dużo zmieniło się 20 kwietnia, gdy prezydent zaprezentował oficjalny lek na wirusa – CovidOrganics. To napój z artemizji, czyli bylicy rocznej. Ten lek stosuje się zarówno w ramach kuracji dla zakażonych, jak i zapobiegawczo u osób zdrowych. Nie jest szeroko dystrybuowany. Do Fort Dauphin dotarł dopiero w zeszłym tygodniu, gdy liczba przypadków w naszym mieście zwiększyła się do 6. Prezydent wysyła go za to do innych krajów Afryki, a ostatnio zamówił go nawet Władimir Putin. Testy nad skutecznością tego leku trwają.

Aktualnie na Madagaskarze zarażonych wirusem jest 1000 osób, a 7 zmarło (4.06.2020). Co dzień przybywa około 60 nowych przypadków zachorowań. Od momentu zdiagnozowania wirusa do wyzdrowienia chorym zajmuje się państwo – opłaca  pobyt na kwarantannie, leki,  konsultacje. Po wykryciu zarażenia ustala się osoby, z którymi zakażony miał kontakt i one również trafiają do kwarantanny. Robione są im testy, które analizuje się w Antananarywie (stolicy Madagaskaru), więc na wyniki testów z Fort Dauphin trzeba czekać przynajmniej 4 dni. Dzięki pomocy międzynarodowej zakupione zostały samochody patrolujące ulice, przewożące próbki i osoby zarażone. Funkcjonariusze ochrony zdrowia wyposażeni są też w specjalne kombinezony (jeżeli dojść może do kontaktu z chorym), a na każdy region wyznaczeni są lekarze oddelegowani do podejrzeń przypadków COVID-19.
W stolicy kraju prezydent buduje szpital zakaźny – przewidywana data oddania to 26 czerwca.

Epidemia na wyspie trwa już prawie 3 miesiące, 7 osób zmarłych i 1000 zakażonych to nie jest duża liczba. Trzeba pomyśleć natomiast o innych zagrożeniach, których powodem pośrednim jest epidemia. Podobnie jak na całym świecie jest to utrata pracy. W wielu miastach sklepy i targi mogą działać tylko do godziny trzynastej. Dla niektórych oznacza to, że nie zdążą sprzedać swojego produktu, albo nie będą w stanie dotrzeć do pracy. Część osób żyje z dnia na dzień – dziś nie zarobią, dziś nie zjedzą. Ponadto muszą teraz wyżywić więcej osób, bo dzieci nie mają możliwości jedzenia obiadów w szkole. Część dzieci nie jada nic, a wiele jada gorzej, co na dłuższą metę powoduje niedożywienie, a to osłabia odporność. Więcej jest zachorowań wywołanych przez pasożyty i malarię (której sezon w tym roku trwa wyjątkowo długo). Potencjalnie koronawirus może też rozprzestrzeniać się szybciej. Co prawda do szkół wróciły dzieci z klas egzaminacyjnych, ale reszta raczej nie wróci do nich szybko. Im dłuższa przerwa, tym dzieci, szczególnie te, które dopiero zaczęły uczyć się pisać i czytać, będą musiały więcej nadrobić. Część liceów i uniwersytetów rozpoczęła nauczanie korespondencyjne, ale nie jest to działanie na dużą skalę. Transport osobowy jest wstrzymany z wyjątkiem lotów ewakuacyjnych. Oznacza to, że Madagaskar nie zarobi w najbliższe lato na turystyce. Latają natomiast samoloty medyczne, jeżdżą ciężarówki z towarem, a do portów przybijają statki. Madagaskar nie jest odcięty od pomocy – wiele państw łoży na walkę z koronawirusem, który (jak na razie) jest tu niewielkim problemem. Dużo większe trudności wiążą się z rozdystrybuowaniem pomocy. Nigdy nie warto tej pomocy jednak odmawiać, bo jeżeli nie uda się tego rozdystrybuować dziś (ze względu na restrykcje sanitarne), to może uda się w najbliższych dniach.

 

 

Pytanie jest następujące: jak będzie rozwijała się pandemia na Madagaskarze? Jak długo potrwa zamknięcie? Jak szybko będzie można wrócić do bezpośrednich kontaktów? Do tej pory z samym wirusem Madagaskar radzi sobie o wiele lepiej niż Europa czy Ameryka. Nie radzą sobie natomiast najubożsi, którym jako MISEVI pomagamy na co dzień, a teraz od naszej
– i jakiejkolwiek innej – pomocy zostali odcięci. 

 

Komentarze

Komentarze