Znamy go od kilku lat, choć czasami mamy wrażenie, że jest w MISEVI od zawsze. Praca z ks. Kazimierzem Bukowcem CM – naszym przyszywanym “Dziadkiem” – to połączenie tego, z czym jako organizacja chcemy być kojarzeni: konkretu, mądrej pomocy, zaangażowania, ale przede wszystkim radości z małych zmian na lepsze.

Poznajcie Dziadka i przybijcie mu piątkę, bo mimo, że mizerny” ma zamiar wybudować jeszcze niejedną studnie.

Maria Raminosoa: Wiesz, że ludzie w Polsce ciągle pytają nas, kim jest „ten Dziadek”? Jesteś ważną częścią nie tylko historii MISEVI, ale przede wszystkim akcji „100 dni dla studni”. Może więc pora podzielić się Tobą ze światem? Opowiesz, kim jesteś i jak trafiłeś na Madagaskar?

Ks. Kazimierz Bukowiec CM: Gdy byłem jeszcze małym bajtlem, modne były takie pytania-zabawy: „a ty co chciałbyś robić, jak urośniesz?”. Podobno wszystkim mówiłem, że chcę zostać wędrowniczkiem. Od tego zaczęło się moje włóczenie się po świecie. Jest taka historia, że miałem około trzech lat i byłem bardzo mizerny. Zebrało się kilku medyków, wyszło im, że nie pociągnę więcej niż jeszcze sześć lat. A tu proszę – jestem. Że mizerny byłem, to może prawda, bo nadal tak się czuję, ale ciągnę już na tej mizerii trochę – sześćdziesiąt sześć lat!

I nawet radzisz sobie całkiem nieźle, skoro udało ci się dotrzeć na Madagaskar.

W Jaworznej, czyli we wsi, z której pochodzę, nie ma więcej niż sześciuset pięćdziesięciu mieszkańców, ale za to księży wyświęcono piętnastu, a dwóch nawet jest na misjach! Jak dotarłem na Madagaskar? W seminarium przełożeni pytali, co chciałbym robić jako ksiądz. Mówiłem, że dalej chciałbym wędrować, ale już po całym świecie. I tak już trzydzieści osiem lat spełnia się to moje misjonarskie wędrowanie.

Z takim stażem masz już spore doświadczenie, więc nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny mógł lepiej opowiedzieć o Malgaszach.

To ludzie raczej o łagodnym usposobieniu, troszkę bojaźliwi, bardzo radośni. Też lubią wędrować, ha! Tańczą od narodzin aż po grób. Choć trudno też mówić o „jednym Madagaskarze” – mieszkają tu ludy z Indonezji i Afryki, które się od siebie różnią. Gdy przyleciałem tu w 1984 r. kraj miał około ośmiu milionów mieszkańców, dziś jest ich około dwudziestu sześciu milionów. Żyją na powierzchni dwa razy większej od powierzchni Polski. Malgasze dzielą się na osiemnaście głównych grup etnicznych. Ludzie różnią się między sobą charakterem, temperamentem, wyglądem, językiem. U nas na południu Mada mieszkają przedstawiciele grup Tanosy i Tandroy.

Madagaskar nadal kojarzony jest albo z atrakcyjnymi wakacjami i błogim lenistwem w cieniu palm, albo z biedą, żebraniem, brakiem edukacji, niechęcią do pracy.

Można powiedzieć, że to mały raj na ziemi, ale tylko dla turystów. Ludzie żyją w biedzie, której nie da się opisać, trzeba w nią wejść. Wielki przyrost naturalny, wypalanie lasów pod uprawy, zmiany klimatyczne, różne choróbska – wszystko to sprawia, że wyspa nadal potrzebuje wsparcia.

Dużo czasu spędzasz w pracy we wsiach oddalonych od Tôlagnaro – jednego z większych miast na południu Madagaskaru. Jak wygląda życie ludzi tam, gdzie trudno dojechać asfaltową drogą?

Ludzie w naszym regionie zajmują się głównie uprawą roli i hodowlą bydła. Są pory roku, gdy całe dnie spędzają na ryżowiskach i polach maniokowych, albo uprawiają bataty. Pasterze bydła wychodzą z nim rano i wracają wieczorem. Są też okresy, kiedy pracy jest mniej, bo nie ma deszczu i niewiele rośnie. Wsie, o które pytasz, są biedne. Na przykład domki są, jak to się u mnie w Jaworznej mówiło, po prostu „piszcząca biedą” pięć metrów na trzy metry, często mieszka w nim ponad dziesięć osób, a w czasie deszczu to dobrze by było mieć w nim parasol.

O ile deszcz przyjdzie.

Wypalanie lasów i zmiany klimatyczne sprawiają, że opady w naszym regionie są bardzo skąpe, szczególnie w sąsiadującym regionie Androy. Tam czasami nie pada nawet przez cały rok! W czasie opadów ludzie walczą o kałuże, a wody szukają w wyschniętych korytach rzek. Najgorsze jest to, że Madagaskar jest wyspą, oblewa go woda, a mimo to ludzie umierają z pragnienia. Widzisz, woda to życie. To bardzo proste: będziesz miał trochę wody, to pociągniesz, dasz radę, bez niej nie ma tej możliwości. Ale pamiętaj, że życie i egzystencja to nie to samo; aby żyć musisz z siebie dawać, aby przeżyć musisz dla sobie prosić i brać.

Jak na przestrzeni lat przejawiał się problem suszy i braku wody? Zmiana klimatu jest już zauważalna?

Liczba mieszkańców wyspy szybko rośnie. Brakuje pól uprawnych, ludzie wypalają lasy pod rolnictwo chcą mieć co jeść. A jak brakuje lasów, to jest mniej opadów, Ostatnio za wskazaniem papieża próbujemy zalesić Madagaskar, a szczególnie nasz region. Całkiem nieźle nam to idzie. Uwierzysz, że w tamtym roku posadziliśmy ok ośmiu tysięcy drzewek, a w tym roku już siedemnaście tysięcy? siedemnaście tysięcy drzewek to nie jest już lasek, ale bór! Niedługo będziemy Wam sprzedawać dziki eukaliptusowe z naszego boru, o! Kto wie, może już mam lekkiego bzika z tym sadzeniem?! Są ludzie, którzy boją się u mnie spowiadać, bo myślą, że za pokutę będą musieli posadzić ze sto drzewek.

Razem z nami organizujesz akcję 100 dni dla studni, ale wiem, że myślałeś o budowie studni już dużo wcześniej.

Budowa studni nie jest rozwiązaniem problemu z dostępem do wody, ale tutaj jeszcze lepszego rozwiązania nie znaleźli. Jeszcze nie ma takich pigułek, że jak weźmiesz jedną, to zastąpi pięć litrów czystej wody.

Dlaczego nie budowano wcześniej studni w tym regionie?

Ogólnie region Anosy jest dość bogaty w opady, ale ostatnie zmiany klimatu odwracają wszystko – są widoczne również u nas. Co trzy, cztery lata pojawia się okres prawie bezdeszczowy i problem z dostępem do wody pitnej. Niektóre rzeki wysychają, ludzie wkopują się w ich dna – mają nadzieję, że uda im się coś znaleźć. Studnie powstawały, ale nie były robione przez fachowców i wody nie wystarczało dla wszystkich. Teraz z roku na rok problem się nasila.

Ile takich studni chcemy zrobić?

Studni nigdy za wiele, ale wszystko w tym przypadku zależne jest od funduszy. Koszt jednej to około dziewięciu tysięcy złotych. Myślę, że jedna zaspokoi zapotrzebowanie dla około pięciuset osób. Ile ich powstanie? To będzie zależało od was.

Od siedzenia i gadania jeszcze nic się nie zmieniło, trzeba działać!

Trzeba! Nie wiem ile jeszcze tych szóstek mi Pan Bóg przeznaczył, ale wędruję, jestem w drodze. Czy was o coś proszę? Jeśli dla mnie – tylko o modlitwę, a jeśli ktoś może – polecam Wam naszych braci Malgaszów. Błogosławię wam, z Bogiem!

Komentarze

Komentarze