Dlaczego powinniśmy zaangażować się w zbiórkę na budowę studni na Madagaskarze?

Sylwia Iwaniuk

 

Parę lat temu spędziłam prawie rok na misji księży Lazarystów w Biro w Beninie. Wyjeżdżając, byłam gotowa spać na ziemi w domku z trzciny i walczyć o przetrwanie („no bo Afryka, przecież musi być ciężko”). Tymczasem wraz z koleżanką zamieszkałam w niemal hotelowych warunkach.

Raz: miałyśmy osobne pokoje i łazienki – z sedesem, umywalką i prysznicem. Dwa: w kranie była ciepła i zimna woda (przy czym rano tylko zimna, a wieczorem tylko ciepła, bo w ciągu dnia cały zbiornik się nagrzewał) zdatna do picia, ale na wszelki wypadek ją filtrowałyśmy. Trzy: miałyśmy własny duży zbiornik wody, dzięki czemu praktycznie nigdy jej nam nie brakło. Cztery: ze studni woda była pompowana automatycznie, więc o ile był prąd, wystarczyło włączyć pompę i uzupełnić zbiornik. Z prądem co prawda bywało bardzo różnie i zupełnie nieprzewidywalnie, ale nigdy nie urosło to do rangi problemu. Jak na warunki misyjne spokojnie cztery gwiazdki mogę przyznać.

Warto natomiast wspomnieć, że wiercąc studnię dla internatu, w którym pracowałyśmy i obok którego mieszkałyśmy, księża musieli testować kilka miejsc. Martwili się wtedy, że ekipie wiertniczej nie uda się trafić na wodę, albo że podłoże okaże się zbyt twarde i płytka studnia może zacząć wysychać w porze suchej (6 miesięcy bez ani jednej kropli deszczu). Na szczęście wszystko się udało.

Mieszkańcy Biro korzystali z różnych źródeł. Krowy poili w niedalekim jeziorku. Kobiety prały przy szerokiej studni na terenie misji. Wodę pitną można było napompować ręcznie, za opłatą, ze studni przy targowisku.

To było w Beninie, jednak co z Madagaskarem?

Półtorej roku temu, niemal tuż przed wybuchem pandemii, miałam szczęście pojechać na misję w Tôlanaro (Fort-Dauphin) na Madagaskarze, gdzie akurat pracowała pięcioosobowa grupa wolontariuszy z Polski. Tam zastały nas (znowu mnie i koleżankę) bardziej obozowe warunki. We wcześniejszych latach funkcjonowania placówki raczej nie było problemu z wodą, ale dwie ostatnie ekipy musiały już od czasu do czasu chodzić po nią do studni – napompować i zanieść do domu. Mimo że wcześniej nie bywało tak źle, my już trafiłyśmy na moment dłuższej posuchy. Wieczorami siedząc w domku, odkręcaliśmy kran nad wielką beczką i liczyliśmy na szczęście. Jeśli nic nie popłynęło, jedna osoba zostawała na nocny dyżur, by pilnować sytuacji i ostatecznie zakręcić kran. Gdy zdarzyło się, że przez całą noc woda nie przyszła, zaczynaliśmy się martwić i oszczędzać jeszcze bardziej niż zwykle.

Oszczędzanie polegało głównie na…

używaniu wiader i blaszanych kubków. Wykąpanie się i umycie włosów poprzez polewanie zimną wodą z kubeczka wcale nie jest łatwe i przyjemne, ale jak najbardziej wykonalne, co więcej – da się do tego przyzwyczaić, a nawet opracować sprytniejszą taktykę (na początku każda z nas zużywała po dwa wiadra wody, po jakimś czasie udało się ograniczyć do jednego). Woda do mycia naczyń również była dawkowana, a po myciu pozostawiana w osobnych wiaderkach i wykorzystywana później do spłukiwania toalety. Do tych wiaderek zlewaliśmy również wodę po myciu rąk,  gdy wciąż była zbyt czysta, by trafiła od razu do odpływu.

Gorszy scenariusz

 No dobrze, to teraz wyobraźmy sobie ten gorszy scenariusz, kiedy nawet opłukanie szczoteczki  czy umycie rąk jest luksusem, bo wody po prostu nie ma albo jest tragicznie droga. Nierealne? A jednak!

To się dzieje właśnie teraz.

To się dzieje w Tolanaro.

I nie tylko tam – cała południowa część wyspy cierpi z powodu suszy.

Zetknęłam się ostatnio z „regułą trójek”: jesteśmy w stanie przeżyć 3 minuty bez powietrza, 3 godziny w skrajnej temperaturze, 3 dni bez wody i 3 tygodnie bez jedzenia. To pokazuje kilka najważniejszych czynników niezbędnych do przetrwania: powietrze, okrycie i schronienie, woda oraz jedzenie. Z dostępem do powietrza jako tako nie ma problemów. Okrycie i schronienie są dość solidne, więc wystarczy zrobić je raz, by służyły nam dłuższy czas. Problem pojawia się przy punkcie trzecim i czwartym. Jeść i pić potrzebujemy stale, dość regularnie, najlepiej w wystarczających ilościach, żeby być zdrowym i móc dobrze funkcjonować.

Jednak susza to nie jest wyłącznie brak wody pitnej

    • To także brak deszczu, który podlewa uprawy;
    • to usychające środowisko i duże ryzyko pożarów;
    • to ziemia, która kamienieje, pęka i nic nie chce już w niej rosnąć;
    • to wysychające rzeki, z których wcześniej jeszcze dało się zaczerpnąć albo napoić zwierzęta;
    • to wreszcie obniżenie poziomu wód gruntowych, aż studnie przestają sięgać do pokładów wody.

Nie będę się na ten temat rozpisywać, odsyłam do wcześniejszego tekstu Sary, wyjaśniającego co się dzieje z wodą na Madagaskarze? Kluczowa w zrozumieniu zjawisk zachodzących na wyspie jest jednak świadomość, że problem nie zaczął się ani teraz, ani rok temu, ale trwa i pogłębia się od wielu lat.

Wcześniej jeszcze dało się to jakoś obejść – znaleźć inne źródło wody, sprowadzać jedzenie zza granicy. Na domiar złego pojawił się COVID – zamroził transport międzynarodowy, krajowy, drastycznie wzrosły ceny żywności. Woda i jedzenie są towarem deficytowym i nie każdego stać na kupienie go dla całej rodziny. Miejscowa ludność, jeśli tylko ma taką możliwość, ratuje się migrując na północ, ale nie czarujmy się – to nie jest rozwiązanie. Tam sytuacja wygląda trochę lepiej, ale ziemia nie wyżywi nagle tylu dodatkowych osób.

Czy można zrobić cokolwiek?

Porządne odwierty, które dostaną się do głębszych pokładów wód gruntowych, to najlepsze w tym momencie koło ratunkowe. W ramach akcji #100dnidlastudni na południu Madagasakru, w rejonie Anosy, wybudujemy 5 studni, które będą ogólnodostępne i zapewnią wodę okolicznym mieszkańcom: do picia, pojenia zwierząt, utrzymania swoich (drobnych) upraw.  Budowa jednej studni to koszt 9 tysięcy złotych. Więcej o projekcie przeczytacie na stronie: https://100dni-dla-studni.pl/

 

A tak na marginesie, ciekawostka: Baatombu (niektórzy mieszkańcy Biro w Beninie) żegnając się wieczorem mówią „i kaa nim doo si” czyli dosłownie „niech ci się woda przyśni”. To takie błogosławieństwo na dobranoc.

Komentarze

Komentarze